ŚWIĄTECZNE ILUMINACJE

PIĘKNO JEST W OCZACH PATRZĄCEGO

Warszawa co roku szczyci się iluminacjami na święta. W tym roku też odbyło się uroczyste zapalenie ogromnej choinki na placu Zamkowym (cóż, może nie tak ogromnej jak ta na Manhattanie, ale imponującej). Czy te świąteczne ozdoby na ulicach podobają się większości warszawiaków i odwiedzających? Czy jednak nie?!

Ozdabianie to nie nowość

Zwyczaj ozdabiania domostw, ulic i placów na święta wywodzi się z czasów rzymskich, choć wtedy dekorowano domostwa świeżymi gałązkami na cześć Saturna… Nowa odsłona, bożonarodzeniowa, powstała w Anglii i jest tam bardzo kultywowana. Nie ma chyba jednak narodu bardziej zaangażowanego w zdobienie domów, ogrodów i ulic na święta Bożego Narodzenia niż Amerykanie. Każdy film świąteczny to sceneria przepełniona iluminacjami, choinkami, dekoracjami i lampkami. W najprzeróżniejszej kolorystyce i aranżacji. Co więcej, odbywają się tam konkursy i rywalizacja o najpiękniejszy wystrój ogrodu czy domu… Nawet restauracje w Nowym Jorku konkurują o najpiękniejszą dekorację świąteczną. Istny czad.

W Polsce jest znacznie spokojniej. Co prawda dość wcześnie, bo czasem nawet przed Wszystkimi Świętymi, pojawiają się ozdoby do kupienia w sklepach, ale te w witrynach sklepów i restauracjach znacznie później. Piosenki świąteczne i kolędy też wchodzą do audycji radiowych w grudniu. Tuż przed mikołajkami. Ale i tak dla niektórych osób to zdecydowanie za wcześnie. Może i tak… Ale nie dla mnie. I nie chodzi mi nawet o rozumienie zasad handlu… Po prostu lubię świąteczny wystrój miasta.

Czy to kicz?

Być może… Jednak wolę powiedzieć, że wiele albo nawet i wszystko jest w oczach patrzącego. Na przykład moje oczy widzą teraz w Warszawie piękne choinki, ciepłe światło lampek, blask łańcuchów, słodkie aniołki i sporo Świętych Mikołajów – a to wszystko kojarzy mi się dobrze, radośnie. Lubię choinki – zapach igieł i kory, ciemna zieleń i blask ozdób. Lubię chodzić rozświetlonymi uroczyście ulicami starówki. Zachwycam się świetlnymi „rzeźbami”, nawet jeśli dla niektórych miejskie instalacje świąteczne na to miano nie zasługują.

fot. Anna Wacław / Kultura Biznesu

Z duchem świąt

W dorosłych jest coś takiego, co powstrzymuje ich przed zachwytem. Tym dziecięcym, naiwnym zachwytem, który uczyniłby nas bliższymi ducha świąt, niż sądzimy. Oczekiwanie na Boże Narodzenie – jeśli jesteśmy chrześcijanami, to oczywiste, że czekamy na ten dar, który otrzymujemy, jeśli nie, to czekamy na spotkanie w gronie rodziny i przyjaciół, co też nie jest bez znaczenia – ma wielką moc dawania radości. Tak, to właśnie nadzieja, że coś się w nas i innych zmieni podczas świąt i dzięki ich mocy, jest tą siłą w nas. Nie zaprzepaszczają tego ozdoby świąteczne. Nie musimy kupować, kupować, kupować… możemy coś sami zrobić, użyć prostych przedmiotów, uradować się na nowo dawno odłożonymi bombkami… Możemy też zamiast ozdób zrobić dla kogoś gorącą zupę lub herbatę z miodem. Mamy wiele możliwości, mamy wybór.

Radość w blasku iluminacji bożonarodzeniowych

Podobnie jest z iluminacjami wokół nas. Patrząc na nie, kierujmy się dziecięcą świeżością, wręcz niewinnością, cieszmy się i ogrzewajmy w ciepłym blasku, wąchajmy zapach choinki na placu Zamkowym. Zjedzmy próbny piernik czy makowiec, niczego nie przekreślając. Spójrzmy na ozdoby wokół nas jak na coś, co ma dawać radość, zobaczmy w nich piękno i nadzieję. I siebie samych – nieidealnie idealną zapowiedź pięknych chwil z Bogiem i ludźmi. Albo z ludźmi, w których objawia się nieskończone.

W moim domu jest mało ozdób świątecznych – skromna girlanda, mała choinka lub bukiet sosnowy z odzysku. Dzieciątko w żłóbku… Nic więcej… Ale idąc po mieście pełnym pięknych choinek i ozdób, czuję się niezwykle, czuję się szczęśliwa. Czekam i wierzę, że wraz z pierwszą gwiazdką, która ponoć była zjawiskiem astronomicznym (koniunkcja planet) lub obiektem kosmicznym (kometa), przyjdzie do mnie to, co najlepsze. Czego i Wam wszystkim życzę…