Książka „Majątek mam w dziurawych butach” jest, podobnie jak jej autorka, s. Małgorzata Chmielewska, szczera aż do bólu, w zasadzie prosta i przekazująca proste prawdy o życiu i wierze. Jednak trudno to wszystko pojąć, przyjąć do siebie, a jeszcze trudniej byłoby tak żyć.
Gdy czytałam te krótkie felietony, z których składa się publikacja, zastanawiałam się nad kilkoma sprawami. Najpierw mocno intrygowało mnie źródło decyzji s. Chmielewskiej, aby tak żyć, a potem pytałam samą siebie, czy ja bym tak mogła i chciała… W zasadzie w każdej opowieści znalazłam zarówno coś inspirującego, godnego podziwu, jak i akapit lub zdanie jak twardy kęs chleba, który trudno przełknąć, nawet jeśli jesteś głodny.
O Autorce
S. Chmielewska jest jest społeczniczką, prezeską Fundacji Domy Wspólnoty Chleb Życia i przełożoną polskiej Wspólnoty Chleb Życia. Opiekuje się bezdomnymi, chorymi, niepełnosprawnymi, uchodźcami, ofiarami wojen i kryzysów humanitarnych oraz niepełnosprawnym, adoptowanym synem Arturem. Założyła i prowadzi w Polsce 11 domów dla osób bezdomnych i chorych. Jest też pisarką – wydała m.in. zbiory rozmów „Sposób na cholernie szczęśliwe życie” oraz „Odłóż tę książkę i zrób coś dobrego”.
Czasem widywałam s. Chmielewską w internecie, zwykle komentującą aktualne sprawy w sposób bezpretensjonalny i uczciwy. Po swojemu. Wydawała mi się godna zaufania, choć twarda i trudna do przyjęcia.

Iskra Boża
Przemyślenia s. Chmielewskiej ułożone w krótkie felietony, bądź notatki, jak kto woli, są głębokie, chociaż tak bliskie ziemi, realiów, że wręcz można by je nazwać przyziemnymi, gdyby nie to coś, ta iskra Boża, która oświetla każde zdanie.
S. Chmielewska dba o wielu ludzi… oczywiście z pomocą dobrych samarytan. Myślę, że jest siłą sprawczą i naprawczą tych 11 domów, przyznawanych młodym potrzebującym stypendiów itp. Z książki wyłania się osoba, która potrafi walczyć o to, co uważa za dobre i potrzebne dla swoich podopiecznych. I o nich samych. Chociaż jeśli chodzi o wybory tych ludzi, zostawia im decydowanie o sobie. Nie zatrzymuje ich siłą w domach, które chce uczynić miejscami spokojnymi i bezpiecznymi. Dla niej wszyscy ci ludzie to Chrystus, przychodzący z prośbą o pomoc…
Miłość w działaniu
Nie ma w tekstach s. Chmielewskiej nadmiernej ckliwości, tylko sama prawda. Jednak gdy mówi o swoim adoptowanym synu pojawia się nuta matczynej miłości. S. Chmielewska pokazuje w swoich tekstach wielkie serce i nie zasłania go ani jej twarda, nauczona walki natura, ani nałóg palenia papierosów, który może trochę razić i zdumiewać ludzi. Zakonnica paląca jak smok?!
Mnie jednak Jej nałóg pocieszał, gdy czytałam tę książkę. Ogrom nędzy, rozpaczy, uzależnień, chorób i zagubienia – s. Chmielewska styka się z nimi tak często, że uważa to za normę w swoim życiu. Ale nigdy się z tym nie godzi, zawsze walczy o lepsze jutro dla każdego zagubionego człowieka, którego spotka. Dlatego – co może wydawać się mimo wszystko dziwne – odetchnęłam z ulgą, że ma jakąś słabość. I tak wydaje się zbyt nierealna. Bo powiedzcie sami, kto z nas wybrałby takie życie – mimo całego współczucia dla potrzebujących – i wytrwał w nim tak wiele lat?
(Anty)podsumowanie
Gdyby s. Chmielewska poświęciła swoją energię i silną osobowość na zbicie majątku, byłaby jedną z najbogatszych Polek… Ale Jej nie o to chodzi. Sama o sobie twierdzi, że jej majątek jest w wychodzonych, dziurawych butach. A ja dodam, że i w tych 11 domach, w których każdy zagubiony może – jeśli chce i potrafi – znaleźć swoje miejsce na zawsze lub na chwilę, by odpocząć.